Finanse
publiczne - możliwość kompromisu Aleksander
Kwaśniewski 04.04.2003
Rozmawiał:
Krzysztof Grzesiowski
Dzień dobry, Panie Prezydencie.
Witamy w Sygnałach.
Aleksander Kwaśniewski Dzień
dobry Państwu, witam Pana.
Kto zainicjował to
wielogodzinne spotkanie z wtorku na środę? Pan czy premier
Leszek Miller?
A.K. Myślę, że to była inicjatywa
rzeczywiście wspólna. Dojrzewała i po mojej stronie, i po
stronie pana premiera, a terminy zostały przyspieszone, czy może
wręcz wywołane faktem, że w rządzie dokonywane były zmiany
kadrowe. I tak to się odbyło.
Czy Pan nadąża za tymi
zmianami? Nadążał Pan cały czas?
A.K. Nadążałem, choć
nie jestem zwolennikiem. Uważam, że rządy powinny być bardziej
stabilne i stąd cieszy mnie deklaracja pana premiera, iż to są
ostatnie zmiany, jakie zostały dokonane. I że w tej chwili i
opinii publicznej, i samemu rządowi dajemy czas na pracę, na
skupienie się nad zadaniami, a nie na pozostawaniu w takiej
niepewności.
Ale czy czuł się Pan zaskoczony tym, że
kilkadziesiąt dni temu mówiło się, że o, to są te osoby,
które będą bardzo dobrze kierowały resortami.
A.K.
Tak, w tym sensie oczywiście.
Tymczasem mija bodaj
siedemdziesiąt kilka dni w przypadku Marka Balickiego i dziękuje
już mu się za pracę.
A.K. No oczywiście, jest
zaskoczenie i bardzo przykre zaskoczenie, dlatego że niedobrze
to świadczy w ogóle o sytuacji. Jeżeli ministrowie
przychodzą zaledwie na kilkadziesiąt dni, są powody, dla których
odchodzą, nie można znaleźć porozumienia między różnymi
ministrami czy całym rządem, premierem, no to nie jest dobrze.
A jakie Pan ma możliwości, Panie Prezydencie, by zgodzić
się lub odrzucić kandydaturę na fotel ministra?
A.K.
Wie Pan, to jest konstytucyjnie bardzo skomplikowane, dlatego że
w istocie Konstytucja mówi, iż premier proponuje zmiany i
prezydent je podpisuje. Tam nie mówi się co prawda o
terminach, nie mówi się o żadnej takiej natychmiastowości
tych decyzji, ale w istocie trzeba przyjąć, iż premier
kształtuje rząd, to jest jego suwerenna decyzja i trudno w to
się wtrącać. Natomiast, oczywiście, korzystam z sytuacji, w
której jestem, że znam premiera, że jest osobą, z którą
współpracujemy już ponad 20 lat, no i rozmawiamy, w
związku z tym część takich propozycji kadrowych po prostu
wcześniej jest omawiana
Ale czy to prawda, że Pan się
nie zgodził, by pani Ewa Kralkowska była ministrem zdrowia?
A.K. Nie, wie Pan, ja w ogóle w tej sprawie
jestem tutaj w dosyć trudnym położeniu, dlatego że kandydatów
słabo znam, wszystko jedno, czy panią Kralkowską, czy innych.
Natomiast to, co jak sądzę przekonało panią Kralkowską
przede wszystkim, to fakt, że jeszcze nie została ministrem, a
już zaczęła się wielka publiczna debata na jej temat. A tu
chodzi przede wszystkim o to, żeby minister miał jednak trochę
spokoju, żeby mógł się skupić na zadaniach
merytorycznych, a nie głównie odpowiadać, dyskutować,
prostować i tak dalej, i tak dalej, bo to byłoby nieuchronne w
przypadku tej osoby.
A nie był Pan zaskoczony tym, że
odszedł minister skarbu, pan Sławomir Cytrycki?
A.K.
Byłem zasmucony...
Cała Warszawa mówiła o tym od
dłuższego czasu.
A.K. No tak, [...] w tej chwili w
Polsce wszystko odbywa się według logiki Komisji Śledczej, więc
jak Pan zapyta, kiedy się dowiedziałem, kiedy się nie
dowiedziałem...
Chciałbym o to też spytać, ale tak przy
innej okazji.
A.K. No to nie powiem, nie pamiętam
kiedy, natomiast, oczywiście, dowiedziałem się o tym nieco
wcześniej, o jego chęci rezygnacji. Bardzo mnie to zmartwiło.
Usiłowałem także osobiście przekonać ministra Cytryckiego, żeby
pozostał, ale on z osobistych, naprawdę poważnych osobistych
powodów...
Czyli nie ma tutaj nic kwestia
konfliktu wokół PZU?
A.K. Nie ma, dlatego że
ten problem i PZU, i inne kwestie prywatyzacyjne pozostają na
stole. To wraz z odejściem Cytryckiego nic się nie kończy, a w
istocie trzeba będzie dalej wszystko to prowadzić. Więc nie,
tego związku nie ma, to było naprawdę takie bardzo zdecydowane
stanowisko osobiste, wynikające z sytuacji tej osoby, czyli pana
ministra Cytryckiego, że chce odejść. I próby utrzymania
go... A gdyby tylko powiedział, że się zgadza pozostawać, to
była taka wola i premiera, i moja. No, ale trzeba uszanować,
ludzie są ludźmi, ludzie mają swoje problemy.
I teraz
wygląda na to, że już wszyscy ministrowie będą pracowali, nie
będą rezygnować, nie będą odwoływani. Zapewnili premiera, że są
gotowi do końca kadencji... no właśnie, do kiedy, Panie
Prezydencie, do tego 13 czerwca 2004 roku?
A.K. No,
może nieco dłużej, bo 13 czerwca mają być wybory. Wybory
oznaczają jak to premier powiedział nowe rozdanie, ale
rząd zawsze trwa nieco dłużej. Natomiast to jest ten horyzont.
Ale to jest propozycja ta data, prawda?
A.K.
No, jest propozycja, bo ona może być jedynie przyjęta wtedy,
kiedy Sejm większością odpowiednią głosów zgodzi się
przyjąć. Ale ja jestem przekonany, że jest to mądra propozycja,
porządkująca naszą scenę polityczną, dająca wszystkim partiom
politycznym odpowiedni czas na przygotowania, na pracę, i
powinien być taki plan przyjęty.
Data została
zaproponowana, a potem, kilkanaście godzin później, padło
takie zdanie, że jeśli rząd Leszka Millera będzie nadal
popełniał błędy, to wybory mogłyby się odbyć nawet wcześniej niż
w czerwcu 2004 roku. Czy wie Pan, kto to powiedział, Panie
Prezydencie?
A.K. Myślę, że marszałek Borowski.
Tak.
I jaki wniosek należy z tego wyciągnąć? Że wątpi w sens
ustalania takiej daty? Proponowania takiej daty?
A.K.
Nie, ja myślę, że życie jest bardzo dynamiczne, w związku z tym
to nie tylko kwestia błędów rządu, ale to jest na
przykład problem referendum europejskiego. Wynik referendum
będzie na pewno miał wpływ na polską rzeczywistość w każdym
przypadku. Dobry, zdecydowany sukces zwolenników
integracji europejskiej będzie umacniał siły europejskie. Gorszy
wynik będzie trudniejszy. Wynik negatywny w ogóle zmienia
polską scenę polityczną. Tak że zostawmy to na razie na boku, co
będzie, jakie jeszcze mogą się zdarzyć błędy czy wydarzenia.
Dzisiaj jest ważna oferta, jaką złożył pan premier w imieniu
rządu i w imieniu Sojuszu Lewicy Demokratycznej, mianowicie że
pracujemy według takiego planu 13 czerwca 2004 weryfikujemy
się, poddajemy się egzaminowi, poddajemy się próbie.
Dlaczego ważne jest tu stanowisko SLD? Dlatego, że
zgadzam się z wieloma publicystami, że w Polsce dzisiaj wiele
rzeczy można zrobić nawet przeciwko SLD, ale niewiele da się
zrobić bez SLD, a już na pewno nie da się ani nowych wyborów
ogłosić bez SLD, ani dokonać niezbędnych zmian w ustawach, ani
przyjąć budżetu. SLD ma taką pozycję i w Parlamencie, ale także
i wśród wyborców, że musimy SLD mieć przede
wszystkim po tej stronie, tzn. tych, którzy zakładają
właśnie taki, a nie inny plan. I cieszę się, i jestem nawet
pełen szacunku dla premiera, że zdecydował się taki plan
ogłosić.
Przypomina Pan sobie, Panie Prezydencie, że w
grę wchodził wcześniejszy termin wyborów tylko wiosna
2005 roku. Mówił o tym Leszek Miller często. Teraz mamy
13 czerwca 2004, wcześniej mamy referendum, czyli ta data pewnie
będzie pewnie powtórzona po referendum ze względu na to,
jaki wynik będzie uzyskany?
A.K. Wie Pan, referendum
jest bardzo poważnym egzaminem, dlatego że referendum tym nawet
różni się od wyborów parlamentarnych, że w
wyborach parlamentarnych jest wiele partii i głosy mogą być
rozproszone, i że to już kwestia bardzo taka umowna, czy partia,
która uzyskuje 20% uważa, że to sukces czy porażka.
Natomiast w przypadku referendum mamy wynik bardzo jednoznaczny
tak, nie i 50% frekwencji więcej bądź mniej. Tak że nie wolno
referendum traktować jako wydarzenia mało istotnego. Jest
dokładnie odwrotnie. To będzie na pewno i sama kampania, ale
sam wynik referendum czynnikiem wpływającym na to, jak
będziemy oceniać sytuację w Polsce, jak Polska będzie oceniana w
świecie i jakie z tego będą konsekwencje.
Czy Pan
Prezydent zetknął się może z jakimiś elementami kampanii
informacyjnej rządowej w związku ze zbliżającym się referendum?
A.K. Tak.
A co Pan takiego widział? Plakaty na
ulicy, czy coś więcej?
A.K. Plakaty na ulicy to ja
nawet nie wiem, czy to jest rządowe, bo podejrzewam, że to jest
bardziej ze strony różnych organizacji pozarządowych, i
bardzo dobrze. Natomiast jeśli chodzi o kampanię rządową, to
otrzymuję materiały, materiały są kompetentne. Nie wiem, jak
szeroko są rozpowszechniane, ale ta kampania jest.
Jeszcze
niedawno Włodzimierz Cimoszewicz wyraził swoje zaniepokojenie
przebiegiem tej kampanii informacyjnej. To samo powtórzył
Tadeusz Mazowiecki ostatnio na posiedzeniu Narodowej Rady
Integracji Europejskiej, że dwa miesiące pozostały, a tu...
Plakaty na ulicach to trochę mało.
A.K. Wie Pan, i
mało, i niemało...
Rządowi zależy na tym, żeby w
referendum większość powiedziała tak, więc w jakiś sposób
trzeba to spowodować.
A.K. No tak, ale ja rozumiem, że
kampania ma też to do siebie, że ona ma swoją kulminację, że
jest moment, w którym jest tego więcej. Ja nie wiem na
przykład, jaki byłby sens dzisiaj wysyłania wielkich materiałów
do poszczególnych polskich rodzin i co z nimi by się
stało. Tej kampanii jest sporo w mediach, mam nadzieję, że także
w I Programie Polskiego Radia. Ja, zaraz po Atenach,
przygotowuję się do swoje, prezydenckiej kampanii. Każda polska
rodzina otrzyma broszurę z informacją o Unii Europejskiej, z
odpowiedzią na takie najbardziej typowe pytania, które
się pojawiają, z kartą, którą będzie można wysłać do
mnie, do mojej Kancelarii, gdyby chciano jeszcze uzyskać
dodatkowe informacje czy odpowiedzi na pytania. Będę we
wszystkich województwach od 17 kwietnia do samego
referendum. Będą duże spotkania, w których będą
uczestniczyć politycy, eksperci. Kampania na pewno przybierze na
tempie...
Czyli na razie nie jest jeszcze za późno,
by coś jeszcze zaczynać, tak? Takiego zmasowanego bardziej?
A.K. Wie Pan, najważniejsze rzeczy to zrobiliśmy, bo
jednak zakończyliśmy negocjacje, podpiszemy 16 kwietnia w
Atenach traktat akcesyjny i to jest tak naprawdę najważniejsze,
bo tego by się nie dało zrobić w dzień, dwa ani tydzień.
Natomiast jeśli chodzi o samo dotarcie z informacjami, no to mam
nadzieję, że wszystkie instytucje zarówno rząd, jak
organizacje pozarządowe wykorzystają czas, żeby maksymalnie
dotrzeć. Natomiast jestem realistą i wiem, że często te
materiały, broszury, ulotki, które przychodzą, no to ich
los jest nienajlepszy trafiają...
Do kosza.
A.K.
No, może do kosza nie, ale gdzieś tam na bok.
Premier
zobowiązał się, że dzień po podpisaniu traktatu akcesyjnego
wystąpi w Sejmie i przedstawi pomysły na wykorzystanie naszej
obecności w Unii Europejskiej. Jakie to mogą być pomysły, Panie
Prezydencie?
A.K. Wie Pan, to jest bardzo istotne,
dlatego że my od 17 kwietnia, kiedy traktat podpiszemy i
przedstawimy go opinii publicznej już formalnie i zapytamy o
opinię, o zdanie w referendum, to musimy zacząć przygotowania,
co to znaczy być w Unii Europejskiej. Jakie niezbędne kroki,
jakie niezbędne decyzje muszą być podjęte, żeby wykorzystać ten
fakt nie tylko w sensie takim historycznym, intelektualnym czy
politycznym, ale też w takim bardzo praktycznym sensie,
mianowicie środki akcesyjne, różne projekty dotyczące
infrastruktury, restrukturyzacji przemysłu, otwarcia Polski na
świat i na Europę, Europy na Polskę. Tak że tu jest bardzo wiele
elementów nadzwyczaj praktycznych, po których
trzeba zacząć mówić, mówić głośno.
I
jeszcze jeden z tych czterech punktów Leszka Millera to
naprawa finansów publicznych, przygotowywanie budżetu na
rok 2004. Czy nie sądzi Pan, Panie Prezydencie, że w sytuacji,
kiedy pada propozycja, pada pomysł daty wcześniejszych wyborów,
partie polityczne, które ewentualnie skłonne byłyby
popierać pewne pomysły z tych, o których mówi
prof. Grzegorz Kołodko (jeśli jego plan będzie, oczywiście,
rozpatrywany), nie będą się martwiły o finanse publiczne, tylko
zajmą się kampanią wyborczą po prostu?
A.K. Gdyby tak
było, to dawałoby to złe świadectwo wszystkim tym ugrupowaniom,
dlatego że w moim przekonaniu, i słusznie, że jest to pakiet
właśnie reformy finansów, budżet właśnie i wcześniejsze
wybory, i nie można tego pakietu rozerwać, to musi być
załatwione razem musi być podjęty, dlatego że ja wierzę, że
wszystkie partie, także te, które mają nadzieję, że
zostaną zwycięzcami wyborów, że będą tworzyć rząd w
przyszłości, one muszą wiedzieć, że dziś trzeba to zrobić. I
sądzę, że jest nawet w tym jeszcze dalej idąca myśl, może trochę
cyniczna, ale prawdziwa mianowicie, że jeżeli się tego nie
zrobi teraz, to i tak oni będą musieli to zrobić, tylko że w
trudniejszych warunkach i z większymi kosztami własnymi. Czyli
to jest rodzaj porządkowania państwa polskiego, finansów
w Polsce, który jest nieuchronny. I dobrze, że ten rząd i
że premier Miller, i że premier Kołodko chcą taki trudny, wręcz
momentami bolesny, ale nie tylko, bo my też za dużo mówimy
o tych wszystkich bolesnościach, że tak powiem.
No,
takie czasy przyszły, Panie Prezydencie.
A.K. No nie,
ale tam nie ma tego wyłącznie. Tam są również bardzo
sensowne rozwiązania, które, w moim przekonaniu, powinny
być przyjęte po to, żebyśmy uporządkowali finanse już dla
każdego kolejnego rządu, a przede wszystkim dla nas, dla
obywateli.
Czy próbował Pan porównać
propozycję prof. Kołodki i prof. Hausnera? One w kilku miejscach
opisują te same zjawiska, tylko, niestety, w różny
sposób.
A.K. To jest ich święte prawo. Inaczej
patrzy na to minister finansów, inaczej może minister
gospodarki. Ale ja jestem zdania, że jest możliwość znalezienia
kompromisu, że na pewno temu musi być poświęcony czas rozmów
między obu panami profesorami. Wiem, że premier chce bardzo
poważnie takie debaty rozpocząć po swoim powrocie z zagranicy. I
chyba się uda znaleźć kompromis.
A co Pan będzie robił w
tej sprawie w sprawie finansów publicznych?
A.K.
Znaczy ja po pierwsze kibicuję, popieram i chciałbym, żeby ten
program został przyjęty.
Ale złożył Pan pewną
deklarację.
A.K. Tak, złożyłem dwie deklaracje. Raz,
że będę rozmawiał z siłami politycznymi, te konsultacje z siłami
politycznymi rozpoczynają się już od poniedziałku, będę
przekonywał, że warto poprzeć ten program. A dwa to jest taka
trudniejsza może misja, mianowicie porozumienie między rządem a
Narodowym Bankiem.
Dlaczego ta sprawa co chwila wraca,
Panie Prezydencie? Rada Polityki Pieniężnej kontra Ministerstwo
Finansów, bank centralny kontra Ministerstwo Finansów.
A.K. Dlatego, że sprawy są trudne, a pozycje czy
punkty widzenia obu tych instytucji mogą być różne. Ale
ja ufam, że szczególnie pan prezes Balcerowicz, który
był ministrem finansów i to całkiem wiele lat, wie, jak
to też widzi się z drugiej strony. I tu trzeba porozumienia,
potrzeba poważnego dialogu. Zresztą on już się rozpoczął, wiem,
że było spotkanie premiera Kołodki z Radą Polityki Pieniężnej,
myślę, że nie ostatnie. Natomiast to jest jak między lekarzami
postawić dobrą diagnozę nie jest tak łatwo, a jeszcze dogadać
się co do metod leczenia, to zupełnie trudno.
I jeszcze
jest ta obawa, że któryś z naszych polityków
powie, że trzeba rozwiązać Radę Polityki Pieniężnej. Z tych
polityków, którzy są u władzy w tej chwili.
A.K.
Wie Pan, ja myślę, że ten temat już zniknął choćby z tego
prostego względu...
Ale on się co chwila pojawia.
A.K.
No tak, ale w końcu tego roku następuje koniec kadencji Rady
Polityki Pieniężnej, czyli dzisiaj ja bym raczej już nie mówił
o Radzie Polityki Pieniężnej czy ma być, czy nie i jak ją
chcemy ograniczać a bardziej zastanowić się nad wybitnymi
postaciami, które trafią do Rady Polityki Pieniężnej w
nowej kadencji.
Powróćmy jeszcze na chwilę do
tego wątku unijnego, Panie Prezydencie. O tej konsolidacji
środowisk proeuropejskich mówił pan premier Leszek
Miller. Pan wspomniał o tym, że będzie także chciał w jakiś
sposób w tym uczestniczyć. Ale okazuje, że zdaniem
partii opozycyjnych owszem, można się konsolidować wokół
spraw unijnych, ale na pewno nie wokół Leszka Millera,
jeśli to on ma Polskę, jego rząd, do Unii wprowadzać. I jak z
tego wybrnąć?
A.K. No, wie Pan, to jest prawo
opozycji, żeby kwestionować rząd, premiera i tak dalej.
Natomiast pamiętajmy, że wybory wygrało SLD, SLD ma ponad 200
posłów, nawet po tych wszystkich zmianach, które
miały miejsce, ma 75 senatorów i to SLD decyduje, kto
stoi na czele tego ugrupowania.
Ale to może być ciężko
wtedy namówić polityków opozycyjnych do
współpracy.
A.K. To są sygnały i ja myślę, że z
jednej strony oni mają prawo być krytyczni wobec premiera, a z
drugiej strony SLD ma prawo powiedzieć: słuchajcie, to jest nasz
lider i albo rozmawiamy i tyle, no. Ja nie wyobrażam sobie, żeby
na przykład SLD mogło sformułować postulat, iż chętnie będzie
rozmawiało z jakimś ugrupowaniem pod warunkiem, że zmieni się
tam przewodniczący. To jest droga donikąd. To jest ślepy zaułek.
Nie mam żadnych wątpliwości, że Leszek Miller wewnątrz SLD
dysponuje dużym poparciem i dzisiaj, oczywiście, on jest tą
osobą, z którą trzeba rozmawiać, nawet jeżeli komuś to
się nie do końca podoba. Natomiast chcę Państwu powiedzieć, że
pan premier Miller jest osobą nadzwyczaj odpowiedzialną i w tych
długich, nocnych rozmowach, które tu prowadziliśmy, on
podkreślał, że dla niego kwestia Unii Europejskiej, z sukcesem
zakończenia referendum jest tak ważna, że jego osoba jest do
dyspozycji, tylko że dzisiaj, mówię, liderem Sojuszu
Lewicy Demokratycznej jest Leszek Miller, jest premierem rządu
i...
Jest to bezalternatywne w tej chwili, tak?
A.K.
To jest fakt, który jest ważny. I więcej nawet gdyby
Pan...Ja nie mam prawa w ogóle rozpoczynać takiej
dyskusji, ale gdyby Pan się zastanawiał, co mogłoby czy kto
mógłby być tą alternatywą, to nie będzie tak łatwo
stwierdzić. Więc pracujemy z Sojuszem Lewicy Demokratycznej, na
czele którego stał przed wyborami Leszek Miller, dzisiaj
stoi i wierzę, że...
Stać będzie?
A.K. No, to
zależy od delegatów na kongres, od ludzi Sojuszu. Ja nie
jestem dzisiaj członkiem tej partii i chyba już nie będę
członkiem żadnej partii w swoim życiu, więc nie ode mnie to
zależy.
To ważne, co Pan powiedział, Panie Prezydencie.
Chyba Pan nie będzie?
A.K. Wie Pan, no, pytał Pan mnie
dzisiaj rano, więc dzisiaj rano Panu powiem, że nawet na pewno
nie będę.
Ale przy okazji, kiedy będzie jeszcze okazja
do kolejnej rozmowy, pozwoli Pan, Panie Prezydencie, że...
A.K. Wrócimy do pytania?
Wrócę
do pytania. Dlaczego Pan się zdecydował zaproponować taki sposób
wyborów do Senatu oparty o jednomandatowe okręgi
wyborcze? Czy to jest ukłon w stronę tych osób, które
zgłosiły taki apel swego czasu?
A.K. Nie, ja o tym
mówiłem wiele lat temu, tylko że pamięć, niestety, jest
krótka, ale ja mówiłem o jednomandatowych okręgach
wiele lat temu. I uważam, że rzeczywiście ciekawym byłoby
eksperymentem to zrobić. W jakimś sensie wybory, może nie
jednomandatowe, ale dwumandatowe, miały miejsce w Polsce po 89
roku. Przypominam, że w 49 województwach wybieraliśmy po
dwóch senatorów, w Warszawie i Katowicach trzech,
a teraz trzeba byłoby pójść dalej i rzeczywiście stworzyć
mapę stu jednomandatowych okręgów. Rozmawiałem o tym z
panem marszałkiem Pastusiakiem. Oni podejmują tę pracę, zobaczą,
jak to można zrobić, jak te okręgi namalować, żeby była i
odpowiednia ilość wyborców, a jednocześnie pewien związek
terytorialno-historyczny tych okręgów wyborczych.
Natomiast jestem przekonany, że zgodnie z Konstytucją możemy
takie wybory przeprowadzić i sam ciekaw jestem rezultatu,
dlatego że w moim przekonaniu to nie jest tak, że jednomandatowe
okręgi jakoś zasadniczo zmieniają wynik wyborczy. A nawet więcej
powiem to jest coś, co powinno dotrzeć do tych, którzy
postulują jednomandatowe okręgi. Wybory większościowe wyostrzają
proporcje, to znaczy zwycięzca bierze więcej aniżeli w systemie
proporcjonalnym. To nawet widać po wyborach do Senatu w Polsce
od 89 roku. Przypomnę, że w 97 AWS uzyskał 30 bodajże procent
głosów i miał 50% mandatów w Senacie. SLD uzyskało
40% z Unią Pracy w tych wyborach i ma 75% miejsc w Senacie. Więc
trzeba wiedzieć, że wybory większościowe prawdopodobnie
powodują, iż zwycięzca bierze więcej aniżeli wynika to z systemu
proporcjonalnego. Ale ten eksperyment jest cenny i więcej
uważam, że jednomandatowe okręgi rzeczywiście będą budowały
szczególną więź senatora z jego okręgiem, bo to już jest
taka sytuacja trochę twarzą w twarz z wyborcami.
Pan
Prezydent wspominał o swoich pomysłach, które kiedyś były
prezentowane. Pamięta Pan taki pomysł o tym, żeby zmian w
ordynacji dokonywać najpóźniej na rok przed wyborami?
Miał być taki projekt.
A.K. To miał być taki projekt.
No i proszę zauważyć, że to zgadza się.
Czyli?
A.K.
No, jeżeli 13 czerwca przyszłego roku wybory, no to mamy rok i
parę miesięcy. Ordynacja może być przyjęta w ciągu miesiąca. To
nic tu więcej poza określeniem okręgów wyborczych nie
jest potrzebne. Reszta zgadza się może z taką zmianą, ale już
teraz wchodzimy w szczegóły, ale rozmawiałem o tym z
panem marszałkiem Pastusiakiem, mianowicie żeby przyjąć również
zasadę, że przy jednomandatowych okręgach zrzeczenie się mandatu
nie oznacza wyborów uzupełniających, tylko...
Następna
osoba z listy?
A.K. Tak jest, tak, żeby nie tracić
pieniędzy, tym bardziej że te wszystkie wybory uzupełniające
odbywają się przy tak niewielkiej frekwencji, że to szkoda czasu
i atłasu.
A skoro Pan Prezydent poruszył sprawę
zrzeczenia się mandatu, wierzy Pan w to, że któryś z
czterech posłów Sojuszu Lewicy Demokratycznej zrzeknie
się mandatu po tym głosowaniu na dwie ręce?
A.K.
Oczywiście, że nie wiem, natomiast muszę powiedzieć, że sprawa
jest na tyle dramatyczna i co tu dużo mówić wstydliwa,
żeby nie powiedzieć haniebna, że na pewno oni powinni takie
decyzje rozważyć.
Czy jeśli Komisja tak zdecyduje
stanie Pan przed Sejmową Komisją Śledczą badającą sprawę Rywina?
A.K. Po pierwsze nie Komisja decyduje, po drugie
mam zasadnicze wątpliwości.
Dlaczego?
A.K.
Dlatego, że czym innym jest też w końcu precedensowe, ale jednak
zeznawanie prezydenta przed prokuratorem, ponieważ tam występuje
prezydent jako obywatel. Komisja Sejmowa jest organem Sejmu, a
relacje między Prezydentem a Sejmem są opisane w Konstytucji.
One nie zakładają w istocie takich możliwości. Tu, oczywiście,
zdania prawników mogą być podzielone, ale ja czuję, że to
wymagałoby poważnej analizy, gdyby tego typu wniosek został
złożony i przegłosowany, dlatego że tu już nie chodzi o mnie.
Jestem przekonany, że komisje śledcze staną się pewną normą
polskiego życia parlamentarnego na najbliższych kilka lat. Ja
jestem na tym urzędzie jeszcze dwa lata i parę miesięcy. Później
będą następcy i to nie może być tak, żeby prezydent mógł
być ot, tak po prostu wikłany w tego typu sytuacje.
Czyli
tymczasem Komisji powinny wystarczyć te zeznania, które
Pan złożył przed prokuratorem.
A.K. One są dostępne
Komisji. Z tego, co wczoraj się dowiedziałem, one zostały
wykorzystane twórczo przez niektórych członków
Komisji. W związku z tym tak jest, to powinno wystarczyć.
Czy
ta twórczość to autorstwa Jana Marii Rokity?
A.K.
Ja powiedziałem co powiedziałem. Moje zeznania zostały
przekazane do... są znane Komisji, złożyłem je przed prokuraturą
i ostatnie zdanie, które powiedziałem paniom prokurator i
które chcę również powiedzieć Panu i Państwu: ja
nic więcej w tej sprawie nie mam do dodania. Nie mam ani żadnej
więcej wiedzy, ani żadnych więcej informacji. To jest wszystko,
co wiem.
Zapewnił Pan, że nie ma wojny na górze
po wspólnej konferencji z Leszkiem Millerem, ale wojny
mają to do siebie, że od czasu do czasu wybuchają. Jak Pan
sądzi, jak będzie?
A.K. Wie Pan, ja myślę, że ta
wojna na górze to jest takie zbyt proste stwierdzenie,
dlatego że tak jak powiedziałem wojny na górze nie
ma. Natomiast bywają spory i ja tylko mam tę nadzieję, że spory
moje z premierem, moje z innymi politykami są twórcze, że
one coś wnoszą, że to nie jest walka o własne ambicje, pozycje,
natomiast chodzi o Polskę, o ludzi, o postęp, o to, żeby coś się
działo lepiej, a nie gorzej. I oczywiście, że takie spory będą
mogły mieć miejsce. Natomiast nie można właśnie przekroczyć tej
granicy między sporem a wojną. Spór tak, wojna nie.
Dyskusja tak, jakiś konflikt wyniszczający absolutnie nie.
Mam nadzieję, że po przyjęciu tego planu czteropunktowego
będziemy pracować razem, dlatego że ten plan jest spójny
i on ma sens. On ma sens, ponieważ to jest Unia Europejska, to
jest budowanie poparcia dla Unii Europejskiej, to jest budżet i
reforma finansów publicznych i to są przyspieszone
wybory. Czyli zamykamy to wszystko w takim i horyzoncie czasowym
bardzo określonym, a jednocześnie cele są najważniejsze:
umacniamy demokrację, bo wiemy, kiedy są wybory, mamy reformę
finansów i budżet, czyli stabilizujemy gospodarkę i
finanse publiczne i jesteśmy w Unii Europejskiej. No, cóż
można więcej w ciągu kilkunastu miesięcy osiągnąć?
Osiągnąć
to po prostu, Panie Prezydencie.
A.K. Zrobić to, tak
jest. Jest takie dobre właśnie powiedzenie: teraz zrobić, teraz
uczynić.
Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej pan
Aleksander Kwaśniewski Gość Sygnałów Dnia. Panie
Prezydencie, dziękuję za rozmowę.
A.K. Dziękuję
Państwu, dziękuję Panu.
|